Niepomna rzucanych za każdym razem klątw i strzelanych fochów znów dałam się wrobić w organizację podróży. Szanowny małżonek jest entuzjastą samodzielnie organizowanych wypraw, pod warunkiem, że to właśnie ja je zorganizuję. długie godziny przed komputerem i z nosem w przewodnikach, rzeczone wyżej klątwy, stres i oto nadchodzi dzień 0.
Zima, ale dzień pogodny. Optymistycznie nastawieni przyjeżdżamy na Okęcie, śnieżyca na pewno nie pokrzyżuje na planów. Ale tu niespodzianka - Frankfurt we mgle i zamiast lecieć siedzimy w samolocie na płycie lotniska i czekamy. Czekamy. Czekamy. Powoli zaczynają nam siadać nerwy - jak tak dalej pójdzie to 4 godziny na przesiadkę będzie mało i zaliczymy pierwszą podróżniczą wpadkę. Po upływie półtorej godziny jest światełko w tunelu - startujemy.