Dzieci odstawione poprzedniego wieczora do dziadków, plecaki spakowane, jedziemy samodzielnie po raz pierwszy w kierunku zachodnim. Jest trochę obaw - nie znamy przecież hiszpańskiego - ale co tam, pożyjemy zobaczymy.
Na dzień dobry pierwszy stres. Nie przewidzieliśmy nieznośnych korków i na lotnisko wpadamy 10 minut przed zamknięciem odprawy. Udało się. Wprawdzie to już nie pierwszy raz przekraczamy granicę po wstąpieniu Polski do Schengen, ale nadal robi wrażenie brak wbijanych pieczątek. Jeszcze tylko przesiadka we Frankfurcie i witaj meksykańska przygodo.