Bangkok wita nas dusznym upałem. Powietrze jest jak kisiel - po raz kolejny upewniam się, że nienawidzę tropików i nigdy więcej tu nie pojadę. Oczywiście, po raz kolejny kłamię :)
Atrakcje obejrzane już wcześniej, więc tym razem lajtowo - odwiedzamy Lumphini Park, trochę sie włóczymy. Z pewnymi trudnościami, ale udaje nam sie odebrać bilety kolejowe zamówione pierwej mailowo. Cena deczko wyższa niż spodziewana, ale sukces - bilety w garści, jedziemy nocnym na Ko Samui.