Postanowiliśmy nie tracić czasu i podróżować nocą. Jako, że oszczędzamy na noclegu, szarpnęliśmy się na luksusowy autobus z rozkładanymi siedzeniami. Dwóch kierowców (w garniturkach), kocyki, zatyczki do uszu - pełen komfort. Osiem godzin podróży daje się jednak we znaki, bo górskie drogi są kręte i wysiadając w Tuxtli nie jesteśmy specjalnie wyspani.
I tu zaczynają się problemy - nie ma przechowalni bagażu, podobno jest w informacji turystycznej. Jedziemy do centrum. Informacja turystyczna jest, ale to budka na zocalo i nie ma przechowalni. W końcu przemiła pani recepcjonistka w pobliskim schronisku młodzieżowym zgadza się przechować nasz plecak i nie chce za to pieniędzy. Czujemy się jednak zobowiązani, więc kupujemy za to jakieś słodycze.
Czas na kanion Sumidero. Widoki fantastyczne, ale na początku pogoda nie dopisuje, więc zdjęcia takie sobie. Potem wychodzi słońce i duchota jest do zniesienia. I tak źle i tak niedobrze, ale warto było.
Przed nami kolejna noc dworcowo-autobusowa, jedziemy do Villahermosy.