Rano udajemy się do Palenque. Jedziemy przez Chiapas - do autobusu wkracza kontrola policyjna sprawdzając wyrywkowo dokumenty. Nasze blade twarze nie wzbudzają podejrzeń, więc nie jesteśmy typowani do przeglądu.
Z miasteczko do ruin jest jakieś kilka kilometrów - trzeba złapać mikrobus. Niespodzianka - żeby wyrwać więcej pieniędzy dookoła ustanowiono park narodowy - trzeba zapłacić za wjazd na terez parku narodowego a potem za wstęp do ruin. Mimo wszystko warto, ale trzeba byc przygotowanym na dodatkowe wydatki - my nie byliśmy, więc nie mamy wystarczającej ilości peset. Nie mamy wyjścia - za dojazd mikrobusem płacimy w dolarach. mamy piątke, pan nie ma wydać, wiec podróż kosztuje nas trzy razy więcej niż powinna. Następnym razem trzeba mieć przy sobie zawsze trochę więcej peset, niż się wydaje to potrzebne.
Palenque wcześnie rano wita nas bez tłumów i z lekką mgłą wyglada zachwycająco. Zdecydowanie numer jeden wśród wszystkich odwiedzonych przez nas starożytnych meksykańskich ruin.