Udajemy się na Phuket. Prom zawija do stolicy a mikrobusy rozwożą turystów do wybranych miejsc. My lądujemy na Kata Beach. Spokojna zatoczka, niezbyt rozrywkowa, ale nam to odpowiada. Robimy sobie pieszą wycieczkę na Karon - tu zniszczenia trochę bardziej widoczne - nie wszystkie pawilony jeszcze są wyremontowane i chodniki pozostawiają wiele do życzenia.
Wybieramy się do Khao Lak. Naprawdę warto zobaczyć. Nie widać żadnych efektów wielkiej wody, co, jak nam wyjaśnił przewodnik, jest efektem naturalnego krajobrazu. Namorzynom zalewanie nie szkodzi i jedyną szkodą w okolicy było zniszczenie farm krewetkowych. Ciekawe, czy zwierzątkom udało się zbiec.
Zaliczamy jeszcze James Bond Island. Trochę cepeliowskie, ale zdjęcie trzeba mieć.